Trzecia rocznica smierci - Narcyz Sadłoń

Odsłony: 4291

Początek drogi do Fatimy

Wychowany w trudnych, domowych warunkach w Zakrzewie gdzie przyszedł na świat 14 sierpnia 1942 r. jako dziecko Antoniego i Natalii z d. Trudzińskiej. Pierwszych nauczycielem i wychowawcą dla pięciu synów, wśród których znajdował się Ks. Mirosław, był ojciec. „Od najmłodszych lat każdemu po kolei  wpajał wartości chrześcijańskie i patriotyczne, miłość do Boga, rodziny, otoczenia i Ojczyzny. Wywodził się z pokolenia, które przeżyło pierwszą i drugą wojnę światową. To on był wzorem do naśladowania, kiedy wieczorem, utrudzony po ciężkiej a niejednokrotnie wyczerpującej pracy, klękał wraz z rodziną przed obrazem by w wieczornej modlitwie podziękować Bogu za siły, miniony dzień, a nade wszystko otrzymane łaski.”. Tak wspomina ten czas i wychowanie brat Ks. Kustosza, Wiesław.

 

Po śmierci ojca w 1953 roku, synowie wychowywali się pod opieką matki. Z pomocą rodziny i najbliższych, a szczególnie wobec wielkiej ufności w Opatrzność Bożą, okres dorastania prowadził chłopców do dojrzałości. Gdy Mirosław doszedł wieku szkolnego, a szczególnie intensywnie w okresie wyboru szkoły średniej, rozpoczął się dla niego okres intensywnych poszukiwań. Brat tak opisuje ten czas:„Rozpoczął edukację w Liceum Pedagogicznym w Radomsku. Okazało się jednak później, że to nie było miejsce dla niego. Już w tym okresie przejawiał zainteresowania kościołem, kapliczkami, pielgrzymkami. Chętnie uczestniczył w różnych uroczystościach kościelnych i okolicznościowych, takich jak nabożeństwa majowe (brał udział w śpiewie pieśni do Matki Bożej przy wiejskiej kapliczce), czy uroczystościach Bożego ciała, kiedy to przed domem ubierał  ołtarz. Każde ze świąt musiało być podkreślone odpowiednim na okoliczność wystrojem i dekoracją. Brał czynny udział w dekoracji kościoła parafialnego w Podrębie, znajdującego się w odległości 4 km od domu. Zanosił tam zerwane w nocy z przydomowych, sąsiednich ogródków kwiaty. Jakież było zdziwienie kobiet, którym w nocy ktoś pozrywał kwiaty, gdy zobaczyły je przed głównym ołtarzem kościoła….

Próbował nawet obok domu wybudować kapliczkę. Brak funduszy spowodował, że zostały tylko wykonane fundamenty w których stoi kapliczka do dziś dnia, jednak nie ta z jego planów i marzeń.”

W  dniu 5 października 2006r. spotkałem się z Księdzem Mirosławem Drozdkiem w Sanktuarium na Krzeptówkach. Rozmowa jak zwykle była niezwykle krótka i bogata w przekazywane treści. Powinienem właściwie mówić o nauce, którą otrzymałem, bowiem moja rola polegała na słuchaniu. Był to czas, gdy podczas naszych spotkań Ks. Kustosz wiele opowiadał o swoim życiu rodzinnym i dojrzewaniu do kapłaństwa. Czy już wówczas przeczuwał, że jego ziemskie pielgrzymowanie ma się ku końcowi?

Z tamtej rozmowy sporządziłem krótką notatkę. „Ks. Mirosław mając czternaście lat był świadkiem nawiedzenia okolicznych miejscowości przez obraz Matki Bożej z Jasnej Góry. Z tamtego czasu zapamiętał przemożne wrażenie jakie wywarło na nim to wydarzenie i nieprzepartą chęć posiadania choćby najmniejszej cząstki obrazu.

Później, uczestnicząc w rekolekcjach na Jasnej Górze, modląc się samotnie przed obrazem Królowej Polski, Ks. Mirosław dostrzegł odblask („promień światła”) bijący spod obrazu. Podszedł bliżej i znalazł brylant, który wykruszył się z korony Panienki. Chciał oddać klejnot przełożonemu, lecz ten powiedział, że skoro dar otrzymał Mirek, to należy do niego.” Gdy już po odejściu Ks. Mirosława słuchałem słów przeora Jasnej Góry, cytującego poniższe wydarzenie, nie miałem wątpliwości co do prawdziwości określenia: „on rzeczywiście był brylancikiem Matki Bożej”.

 

Był hetmanem Podhala

Zamiłowanie do munduru, Ks. Mirosław Drozdek można by rzec, wyssał z mlekiem matki. Bliżej prawdy jest jednak stwierdzenie, że domowe wychowanie w poszanowaniu tradycji i kultury narodowej odcisnęło swoje piętno na całym życiu niezłomnego kapłana.

Do pełnienia służby wojskowej został początkowo skierowany w roku 1964 do jednostki łączności w Drawsku Pomorskim. Następnie w początku stycznia 1965r. trafił do Jednostki Wojskowej JW 6466 Wisłoujście Gdańsk. Tam wraz z kolegami, również spośród Pallotynów, przeżył dni ciężkie i ciekawe, doświadczając wszystkich szykan, przygotowanych przez wrogi religii chrześcijańskiej system i ludzi na jego usługach. W zadziwiający sposób Ks. Kustosz zachował doskonałą pamięć tamtych dni, włącznie z nazwiskami kapusiów, oficerów politycznych, kolegów żołnierzy i kleryków. Gdy opowiada o tamtych czasach, widzę na jego twarzy wyraz zadowolenia z dobrze wykonanej „roboty”. Podczas jednej z rozmów, Ks. Mirosław Drozdek chwalił się, że w czasie służby wojskowej w Wisłoujściu nie awansował. Nie żeby zupełnie go nie wyróżniano, jednak gdy jednego dnia otrzymał pochwałę, następnego mu ją cofano, w związku z karą lub naganą. Podobnie stałoby się z odznaką wzorowego marynarza, którą otrzymał. Jednak wraz z odznaką przyznano mu jeden dzień przepustki. Natychmiast z tego skorzystał i pojechał do Częstochowy, żeby odznakę złożyć u stóp Królowej Polski (znajduje się tam do teraz). Po powrocie chciano, zgodnie z przewidywaniami, odebrać mu odznakę, jednak było już za późno, była własnością Jasnogórskiej Pani.

Ks. prof. Paweł Góralczyk SAC, wspominając wspólne czasy w jednostce opowiada, że w związku z zamiłowaniem i umiejętnościami prowadzenia ogrodu, Ks. Mirosław był wyznaczony do nadzoru nad zielenią w jednostce wojskowej. Do zadania przykładał się jak należy. Wiosną na klombach jednostki zakwitły kwiaty układając się w napis: Ave Marya.

Gdy po latach trafił na placówkę pod Giewontem pozostał wierny rygorom regulaminowym. Rytm dnia miał szczegółowo zaplanowany. Czas na spoczynek nocny skrócony maksymalnie do pięciu godzin. Gdy zatroskani o jego zdrowie najbliżsi zachęcali do odpoczynku „zawsze w odpowiedzi słyszeliśmy to samo, że  na odpoczynek będzie czas po śmierci.” pisze we wspomnieniach o bracie Wiesław Drozdek.

Ks. Mirosław niezwykle silnie akcentował potrzebę schludności i właściwego wyglądu u kapłanów. Nie tolerował u nikogo ze swoich współbraci zaniedbanego zarostu, zbyt długiej fryzury, niedoczyszczonej sutanny. Sam zawsze pod tym względem pozostawał nienaganny, nawet podczas wielogodzinnych podróży. Gdy pytałem ile ma w szafie sutann, bo zawsze chodzi w czystej, dowiedziałem się, że posiada właściwie tylko jedną, ale dba aby zawsze była czysta. Zapamiętałem z jednej z pieszych pielgrzymek, gdy pogoda nieco nie dopisała i błoto pozostawiło ślad na sutannie Ks. Mirosława. Zanim dotarliśmy do Ludźmierza, zatrzymał się na poboczu przepuszczając innych pielgrzymów i wodą z kałuży doprowadził ubranie do estetycznego stanu.

Jeszcze podczas obowiązkowego szkolenia wojskowego jakiemu poddawani byli alumni seminariów duchownych, Ks. Mirosław Drozdek wszedł na drogę aktywnej walki z systemem zniewolenia. W jednej z rozmów opowiedział jakimi sposobami działając wraz ze współbraćmi z różnych zakonów, ponosząc tego konsekwencje, prowadzili działania, których uwieńczeniem było rozformowanie jednostki.

Po przyjęciu nowego naboru kleryków, szybko ukształtował się trzon organizacyjny, w skład którego weszły osoby najbardziej zaufane i pewne swego powołania. Wraz z klerykiem Drozdkiem prowadzili oni aktywną działalność wywiadowczą. Polegała ona na opracowaniu systemu zapamiętywania istotnych informacji, spisywania ich, a ostatecznie dostarczania do Ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego.

Dzięki sprytowi kleryków, a niefrasobliwości przełożonych, udało się zdobyć dostęp do szaf, w których gromadzono dokumenty osobowe. Wkradali się do tych pomieszczeń nocą, gdy kadra wojskowa przebywała poza jednostką. Część dokumentów wynoszono w oryginałach, a te których nie udało się wykraść bez zwrócenia uwagi, przepisywano lub uczono się na pamięć i następnie spisywano. W czasie trwania tej akcji uzyskano wiele informacji na temat, kto donosi, inwigiluje oraz w jaki sposób są gromadzone materiały, które w przyszłości mogły służyć do szantażowania księży.

Inny system zdobywania informacji polegał na zapamiętywaniu poszczególnych akapitów tekstów, dawanych klerykom wyłącznie do wglądu, w obecności innych osób. Następnie każdy spisywał swój fragment informacji i w ten sposób składano pełny dokument. Taką drogą zgromadzono wiele istotnych dokumentów. Poważny problem pojawił się w momencie, gdy zaistniała konieczność wywiezienia ich z jednostki. Okazja nadarzyła się wyjątkowa. Marynarz Drozdek otrzymał przepustkę i zgodę na wyjazd. Dokumenty zostały posegregowane i spakowane, a następnie bandażami umocowano je na tułowiu kleryka Mirosława. Aby nie było widać wypukłości, bandaże zaciągnięto wyjątkowo mocno. Skutkiem tego udało się bezpiecznie dostarczyć je do Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, jednak Ksiądz Drozdek o mały włos nie przypłacił tego życiem i to nie ze względu na możliwość zatrzymania przez WSW, ale ponieważ obwoje bandaża utrudniały oddychania, a ze względu na ważność misji, nie mógł sobie pozwolić na chwilę wytchnienia. Do Księdza Kardynała dotarł na wpół uduszony. Było to w przeddzień „Bożego Ciała”, więc następnego dnia, w procesji ulicami stolicy, u boku Prymasa Tysiąclecia podążał Mirosław Drozdek w mundurze marynarskim. Nie uszło to uwagi odpowiednich służb, a władze partyjne tak dalece się rozsierdziły, że został wydany rozkaz, aby jednostkę przeznaczoną dla kleryków  w trybie pilnym rozformować, co też nastąpiło…

Wielkim szacunkiem Ks. Mirosław darzył mundur i na każdym kroku domagał się od innych takiego samego szacunku. Podczas swojej służby na Krzeptówkach pełnił między innymi funkcje kapelana NSZZ „Solidarność” nauczycieli i służby zdrowia w Zakopanem oraz strażaków i Związku Podhalan. Mundur strażackiwkładał zawsze przy okazji uroczystości strażackich. Relacje z góralami i wspólne dzieła, których dokonał ze Związkiem Podhalan urastają do rangi symbolu narodowego. Dzięki postawie i zaangażowaniu Ks. Kustosza Mirosława Drozdka, Podhale gościło w swoich progach Największego z Rodu, papieża Polaka Jana Pawła II. Nie bez czynnego udziału Ks. Drozdka powstał i został złożony papieżowi „Hołd Górali Podhalańskich”, w którego słowach Adam Bachleda-Curuś wypowiadał się w imieniu nas wszystkich: „(…)Przeto dziękujemy, Ojcze Święty, żeś nas wydostał z czerwonej niewoli, a teraz chcesz i uczysz, jak dom ojczysty, polski, wysprzątać z tego, co hańbi, rujnuje, zniewala, gubi(…).”.

Ze współpracy z góralami, w tym w szczególności z Marcinem Zubkiem, narodziła się góralska banderia konna, która w okresie rozkwitu stawiała się na wezwanie Ks. Kustosza w liczbie ponad 80 koni. Symboliczna armia spod Giewontu służyła zawsze podczas wydarzeń fatimskich na Krzeptówkach oraz w uroczystościach narodowo-patriotycznych.

Ksiądz Mirosław odszedł, ale banderia konna pozostała i pod dowództwem Marcina Zubka, obecnie Prezesa Związku Podhalan w Zakopanem, służy i daje świadectwo o hetmanie w sutannie, co potrafił rozbudzić rycerzy pod Giewontem „zaśpionych”.

 

Fatimski pastuszek spod Giewontu - Maria omnia vincit

 

Dla wielu, którzy zgłębiają orędzie z Fatimy, Ksiądz Mirosław Drozdek jest czwartym pastuszkiem Fatimskiej Pani, który za jej nakazem wypasa owieczki na podhalańskich halach. Przez okres swojego życia pozostawał w stałej osobistej i duchowej łączności z Fatimą. Z siostrą Łucją spotykał się wielokrotnie i prowadził z nią korespondencję.

Przez okres swojej pracy duszpasterskiej na Krzeptówkach był uczestnikiem Kongresów Fatimskich m.in. w Niemczech, Austrii, we Włoszech, na Węgrzech oraz w USA i Meksyku. Jest autorem ponad 300 publikacji o tematyce fatimskiej i papieskiej, m.in. w: „Słowie Powszechnym”, „Niedzieli”, „Różańcu”, „Źródle”, „Miejscach Świętych”, „Naszym Dzienniku”. Pozostawał stałym korespondentem Katolickiej Agencji Informacyjnej oraz współpracownik Radia Maryja i wydawnictw: Pallotinum, Apostolicum, Wydawnictwa Sióstr Loretanek, Instytutu Maryjnego w Regensburgu (Niemcy) i ST. Ottilien oo. Benedyktynów (Niemcy). Ks. Mirosław Drozdek był twórcą i redaktorem naczelny „Biblioteki Fatimskiej” (22 pozycje). Jego dziełem było wiele programów telewizyjnych i audycji radiowych o tematyce papieskiej i dotyczącej objawień fatimskich.

Ksiądz Czesław Parzyszek, wieloletni prowincjał pallotynów i współbrat Ks. Drozdka, podczas przemówienia w dniu pogrzebu dał wyjątkowe świadectwo o maryjnym charyzmacie Ks. Mirosława. Tak mówił o jego posłudze: „Gdy w 1979 roku przybył jako duszpasterz do Zakopanego, miał od początku świadomość, że przybył na wzgórze fatimskie, bowiem to miejsce już słynęło z ewangelizacji poprzez orędzie fatimskie. Biskup Leiry przekazał jedną z pierwszych figur Matki Bożej Fatimskiej Prymasowi Tysiąclecia, kard. Stefanowi Wyszyńskiemu, a ten ówczesnemu prowincjałowi pallotynów - ks. Stanisławowi Czapli, którą umieścił na Krzeptówkach w małej historycznej kaplicy Niepokalanego Serca Maryi. I wówczas z tego miejsca wielu pallotyńskich rekolekcjonistów głosiło orędzie fatimskie w Polsce, wzywając do odmawiania różańca św. w rodzinach. Ksiądz Mirosław szybko przejął się treścią kultu Matki Bożej Fatimskiej, W szerzeniu przesłania fatimskiego był niezmordowany.

13 maja w 1981 roku dokonał się zamach na życie Ojca Świętego Jana Pawła II, Ks. Mirosław podczas nocnego czuwania na modlitwie postanowił, jeśli Pani Fatimska ocali życie Jana Pawła II, zrobi wszystko, aby wybudować piękną świątynię - pomnik wdzięczności za ocalenie Jana Pawła II. I tak rozpoczęły się jego zabiegi najpierw o pozwolenie, a potem o wybudowanie tej pierwszej w świecie świątyni - wotum wdzięczności. Dziś podziwiamy piękno tego sanktuarium. Ale ile pracy, trudu, poświęcenia i cierpienia ono kryje wie jedynie ks. Mirosław i sam Bóg.

Od chwili rozpoczęcia budowy sanktuarium ks. Mirosław rozpoczął niezliczone pielgrzymki do Fatimy i Rzymu, do Ojca Świętego Jana Pawła II.   Nic dziwnego, że Jan Paweł zapragnął koronować na placu św. Piotra figurę Matki Bożej Fatimskiej koronami papieskimi, a potem - osobiście 7 czerwca 1997 roku - poświęcić tę świątynię. Powiedział wówczas ze wzruszeniem: „Wasze Sanktuarium na Krzeptówkach jest mi najszczególniej bliskie i drogie...”. I odtąd to miejsce stało się domem Pani Fatimskiej i wielkiej modlitwy w intencjach Ojca Świętego.”

Brat Wiesław tak wspomina okres budowy Sanktuarium Fatimskiego na Krzeptówkach: „Będąc u niego w odwiedzinach, kiedy już w Zakopanem był ogromnie zaangażowany w budowę kościoła,  który był jego marzeniem życiowym radziliśmy mu, aby zwolnił tempo życia i pomyślał trochę o swoim zdrowiu, które było już w nie najlepszym stanie. Zawsze w odpowiedzi słyszeliśmy to samo, że  na odpoczynek będzie czas po śmierci.”  

Ks. Mirosław niezwykle poważnie traktował wezwanie Maryi do nawracania Rosji. Uważał, że Polska i pallotyni, mają tutaj do wypełnienia niezwykłe zobowiązanie. Miejscem, z którego orędzie fatimskie miałoby być rozsiane na wschód, miały być Krzeptówki. W ramach realizacji tego zadania, każdego roku w Święto Trzech Króli, na Krzeptówkach odbywały się nabożeństwa w obrządku wschodnim, przeznaczone dla licznie obecnych na Podhalu gości z krajów położonych na wschód od Polski. Ziarno zasiane przez Ks. Kustosza wciąż dojrzewa i szczęśliwie znajduje kontynuację w pracy księży pallotynów. Szczególnie zaangażowany w propagowanie orędzia fatimskiego jest Ks. Krzysztof Czapla, najbardziej oddany współpracownik Ks. Mirosława Drozdka, który do ostatniej chwili czuwał u boku swojego współbrata.

Ksiądz Czesław Parzyszek wspomina: „Mając to szczęście kroczenia razem ze Zmarłym od lat seminaryjnych, mogę zaświadczyć, że był szaleńcem Maryi. Nasz założyciel św. W. Pallotti doznał łaski mistycznych zaślubin z Maryją. Maryjność jest istotną cechą duchowości pallotyńskiej. Każdy wchodzący na drogę pallotyńskiego życia już w nowicjacie zawiera przymierze z Maryją, aby z Nią kroczyć przez wszystkie dni życia. Dla ks. Mirosława ten dzień był dniem szczególnym. Odtąd wzorem Pallottiego, Ojca Maksymiliana Kolbego kroczył drogą Maryjną. Pisząc listy rozpoczynał je słowami: Maria omnia vincit - Maryja wszystko zwycięża!”

Ksiądz Mirosław dziesięć dni przed odejściem, po uroczystościach fatimskich 13 maja mówił: „nie ma ważniejszego tematu. Fatima w naszych czasach zajaśnieje wobec świata (...). Ufam, że Matka Boża znajdzie swoich, aby Jej pomogli. Ktoś musi czuwać przy ogniu!”.”

 

Pokorny sługa Namiestnika Chrystusowego

 

Sprawcą najważniejszego wydarzenia w historii Podhala jest bez wątpienia Ksiądz Mirosław Drozdek. Niezliczona ilość zabiegów dyplomatycznych, niepoliczalna ilość podróży do Watykanu, spotkania z Janem Pawłem II, a wszystko to skupione w osobie Ks. Mirosława i kilku osób najbliższych współpracowników. Bez wątpienia, gdyby nie Ksiądz Mirosław Drozdek, nie byłoby hołdu górali i wielkiej chwały dla Ziemi Podhalańskiej. W pełnym oddaniu i w najwyższym szacunku jakim Ks. Drozdek darzył Jana Pawła II realizuje się charyzmat pallotynów. Ks. Mirosław był w tym wzorem do naśladowania.

Ilekroć myślę o pielgrzymkach do Rzymu, a było ich za czasów Ks. Mirosława wiele, przypominam sobie jedno ze spotkań z Ojcem Św. Janem Pawłem II w Bibliotece Watykańskiej. Gdy już wszyscy pielgrzymi z Zakopanego i okolic oraz prawie wszyscy kapłani im towarzyszący mieli możliwość osobistego spotkania z papieżem, dało się słyszeć głos Jana Pawła II: „No gdzie ten Drozdek?” Na skinienie Ks. Stanisława Dziwisza, Ks. Mirosław wyszedł spośród pielgrzymów, jak zwykle szybkim krokiem zbliżył się i z najwyższym szacunkiem ucałował trzewik papieża. Jan Paweł II podniósł go kolan i przytulił.

Wiem, że Ks. Mirosław był częstym gościem w Watykanie. Wiem o licznych spotkaniach z papieżem. Wiem też, że każdy, najmniejszy przedmiot związany z Janem Pawłem II, Ks. Mirosław traktował jaką największą relikwię, przywoził na Krzeptówki, gromadził w skarbcu i pragnął, aby w przyszłości powstało tutaj muzeum Jana Pawła II. Miałem możliwość oglądać zawartość skarbca i wciąż pozostaję pod wrażeniem.

Nic cokolwiek Ks. Mirosław otrzymał od Jana Pawła II nie zatrzymał dla siebie. Każdy dar miał swój cel. Tak stało się z ikoną Matki Boskiej Częstochowskiej, która towarzyszyła Janowi Pawłowi II przez cały pontyfikat w Jego prywatnej kaplicy, która następnie przez ręce Ks. Mirosława została przekazana Rodzinie Radia Maryja i będzie miała swoje miejsce w budowanym w Toruniu kościele. Tak było z krzyżem, który towarzyszył Janowi Pawłowi II podczas Drogi Krzyżowej w 2005r., a który następnie przez ręce Księdza Mieczysława Mokrzyckiego został przekazany Ks. Mirosławowi Drozdkowi i trafił na Krzeptówki. Ksiądz Mirosław sporządził z drzewa krzyża kilka relikwii, które umieścił w opieczętowanych, pozłacanych relikwiarzach. Relikwie te trafiły do domów wybranych osób i są świadectwem wielkiego pontyfikatu i wielkiego kapłaństwa. Sam krzyż został przekazany na ręce Ks. Stanisława Dziwisza i dziś służy młodym jako „Krzyż Zwycięstwa”.

Podobnie było z ofiarami na budową Sanktuarium. Ksiądz Mirosław wielokrotnie wspominał, że ani jedna złotówka, która pochodziła z ofiar nie została przez niego spożytkowana wbrew woli ofiarodawcy.

Najważniejszym akcentem potwierdzającym niezwykły stosunek do osoby Jana Pawła II, było przygotowanie pielgrzymki do Ojczyzny i odwiedzenie Podhala przez papieża. Dokonanie tego jednak nie zmniejszyło gorliwości Ks. Mirosława. Podobnie choroba i odejście papieża nie powstrzymało go od pracy duszpasterskiej. Każda chwila pokazywała, że zawołanie św. W. Pallottiego: „Caritas Christi urget nos” jest jego dewizą życiową.

 

Oni ci tego nie darują

 

„I jeszcze na dwa wymiary pracy ks. Mirosława trzeba zwrócić uwagę. Najpierw na miłość do Ojczyzny. Kiedy nastał stan wojenny ks. Mirosław skupiał Solidarność Skalnego Podhala. Był dla nich duszpasterzem i przewodnikiem płacąc niejedną cenę cierpienia. Nawoływał do modlitwy za Ojczyznę. Ukazywał jej zagrożenia. W ostatnich chwilach swego życia, już podświadomie - jak mówił ks. Krzysztof czuwający przy nim do ostatniego tchnienia - prosił: „módlcie się za Ojczyznę, brońcie Polski”. I kolejny wymiar jego posługi duszpasterskiej to troska o polskie rodziny. Często przywoływał słowa Prymasa Tysiąclecia: „Rodzina Bogiem silna”. Z Janem Pawłem II budował cywilizację życia.” Słowa Ks. Czesława Parzyszka z pożegnalnej homilii zbliżają nas do osoby Ks. Mirosława i ukazują istotę jego pracy duszpasterskiej w trudnych czasach naznaczonych zniewoleniem politycznym i duchowym narodu, ale również w czasach wielkiego zrywu solidarności narodowej. Ks. Drozdek nie był biernym uczestnikiem wydarzeń. Od początku swojej drogi i od początku rodzenia się ruchów niepodległościowych, w każdym miejscu w którym przyszło mu pełnić posługę kapłańską, żył z ludźmi i dla ludzi, a w sercu niósł hasło: Bóg, Honor i Ojczyzna, a nad jego życiem powiewał sztandar: „Maria omnia vincit”, i dla wszystkich miał słowo krzepiące: „Sursum corda”.

W jednej z rozmów Ks. Mirosław Drozdek wspomina, że był ostrzegany przez znajomych. Mówiono mu „oni ci tego nie darują”, w kontekście zaangażowania Ks. Kustosza w przygotowanie wizyty Jana Pawła II na Podhalu. Widziałem w oczach księdza, że doskonale zdaje sobie sprawę, z konsekwencji które na co dzień ponosi. Opowiadając, nie spodziewał się jeszcze, że decydujący cios miał dopiero nastąpić.

„Pamiętam doskonale dzień w którym ogłoszono oficjalnie jego współpracę ze służbami SB. Był wtedy z pielgrzymką w Fatimie, skąd dzwonił i prosił mnie o przyjazd do Zakopanego. Kiedy go ujrzeliśmy, (bo byłem wraz z moją żoną), to po prostu ogarnęło nas przerażenie. Jego wygląd sprawiał wrażenie człowieka całkowicie załamanego, a jeszcze kilka dni temu tętniącego życiem i pełnią energii. Próbowaliśmy go jakoś pocieszyć, że wkrótce wszystko się wyjaśni i zostanie oczyszczony z zarzutu. Jednak ciągle powtarzał: dlaczego?, dlaczego?, dlaczego? Finałem tego wszystkiego było nagłe uaktywnienie się choroby nowotworowej i to go właściwie „dobiło”.” Tak wspomina brat Wiesław moment medialnego linczu dokonanego na Ks. Kustoszu przez właściciela i redaktora Tygodnika Podhalańskiego.

 

Czego nie powiedział dziennikarz

 

Redaktor Tygodnika Podhalańskiego, który znał osobiście Ks. Mirosława Drozdka również z czasu wspólnej działalności w podhalańskiej Solidarności, zdobywszy w sposób najprawdopodobniej nieuprawniony, fragmenty dokumentacji zgromadzonej przez aparat bezpieczeństwa, wybiórczo i tendencyjnie nakreślił przebieg zdarzeń. Aż chciałoby się rzec: skąd to znamy? Tyle, że poligon i pierwsze zadania medialnego linczu kapłanów znalazły miejsce pod Tatrami, a wykonawcą był hołubiony przez niektóre wybrane media lokalny dziennikarz.

Dziś, wobec wiedzy na temat ataku medialnego na Ks. Arcybiskupa Stanisława Wielgusa, wobec manipulacji wizerunkiem śp. Prezydenta Rzeczypospolitej prof. Lecha Kaczyńskiego, znając mechanizmy manipulacji stosowane przez specjalistów od PR-u, zupełnie inaczej widzimy atak na honor Ks. Mirosława Drozdka. My widzimy, a dziennikarz?

W reakcji na wydarzenia roku 2006 na Podhalu, których świadomym inicjatorem był redaktor Jurecki, Ks. Mirosław Drozdek napisał do Instytutu Pamięci Narodowej list zatytułowany „Myśląc o Solidarności zakopiańskiej”:„Trudnymi dla naszej Wspólnoty Pallotyńskiej trzeba nazwać cztery wizyty Lecha Wałęsy i towarzyszących mu osób w stanie wojennym na Krzeptówkach. Wraz z ks. Franciszkiem Mąkinią SAC, ówczesnym Rektorem naszej wspólnoty, przyjęliśmy na siebie całą odpowiedzialność i trudne w skutkach konsekwencje tych wizyt. Czyniliśmy to z całą świadomością służby dla Solidarności i Ojczyzny. Ponieśliśmy wszystkie skutki tych wizyt i organizowanych w naszej kaplicy manifestacji religijno–patriotycznych, które były formą protestu wobec stanu wojennego. Nie obyło się bez szykan i inwigilacji służb SB przez cały czas wizyt Lecha Wałęsy. Osobiście byłem wzywany około dziesięciu razy na posterunek SB i przesłuchiwany przez ówczesnego komendanta Milicji i szefa SB. Nie przekraczając  granic uczciwości ani nie ujawniając tajemnicy służbowej, z tytułu konieczności i kultury, musiałem podjąć wymuszane na mnie rozmowy. Sumienie, rozsądek i dobro ludzi „Solidarności” wyznaczało mi granice do jakich w rozmowach można było się posunąć. Wielokrotnie milczałem, protestując przeciwko szykanom wobec mojej osoby, współbraci a także innych prześladowanych. Po dziś dzień (2006) nie spotkałem żadnej osoby, która miałaby być skrzywdzona na skutek mojej postawy w tamtym czasie. (…)

W najbliższym otoczeniu Pana Przewodniczącego Lecha Wałęsy, podczas Jego pierwszej wizyty na Krzeptówkach, był współpracownik SB.  Szczegółowe informacje o tym Panu (A.K.) i jego szpiegowskim działaniu mogą udzielić państwo Fryjewiczowie, założyciele „Solidarności” w Hotelu Kasprowy. Ten esbek cały dzień spędzał wśród nas, na nocleg wysyłaliśmy go do państwa Fryjewiczów. Wiedzieliśmy  z obserwacji, że codziennie po południu znikał, udając się na pocztę zakopiańską. W tej sytuacji zbyteczne było jakiekolwiek donoszenie na Lecha Wałęsę podczas Jego pobytu na Krzeptówkach.

Poinformowaliśmy Pana Wałęsę o sytuacji. Pan Przewodniczący stwierdził, że wie o tym.”

Informację tę Ks. Kustosz podał do publicznej wiadomości po raz pierwszy. Pisząc dalej o czasach swojego zaangażowania w Solidarność zredagował słowa:

„W nawiązaniu do artykułów z “Tygodnika Podhalańskiego” o mej domniemanej współpracy z SB, pamiętam autora tych tekstów, jak przychodził do naszej Wspólnoty na Krzeptówkach. Przyjmowaliśmy go gościnnie i przyjaźnie z ks. Franciszkiem Mąkinią SAC – rektorem naszej Wspólnoty. Spędzał w życzliwej atmosferze długie chwile. Korzystał z naszej gościnności, dobroci, wsparcia moralnego i rzeczowego.

Pallotyni pomogli zaistnieć gazecie, a ks. Franciszek Mąkinia figurował w stopce redakcyjnej, jako jeden z członków Rady Programowej.

Kto spodziewałby się takiego obrotu spraw?

Kończąc, pragnę jeszcze raz potwierdzić zgodnie z sumieniem, że nigdy nie proponowano mi współpracy z SB. Nigdy nie wyraziłem zgody na żadną współpracę z SB. Nigdy nie składałem SB żadnych informacji. Niczego SB nie podpisywałem. Nie korzystałem z esbeckich prezentów. Po czasie represji, walki i zmagań, przyszedł taki czas, że miałem okazję spytać wprost oficera wydającego kiedyś paszporty o sumienie; powiedziałem, że kiedyś trzeba będzie się rozliczyć z wyrządzonej krzywdy. (…)

Jest to cena, jaką ksiądz płaci czasem za swe duszpasterstwo.  Mogę tylko ubolewać, że mój szacunek dla rozmówcy, jakim był pracownik SB, został tak wykorzystany. Przykro mi, że ludzie nie znający dokładnie tych problemów mogli ulec pokusie. Wszystkie notatki w SB były sporządzane bez mojej woli i świadomości. Jednak przepraszam wszystkich, których artykuły na mój temat w prasie i przekazywane informacje w innych mediach mogły osłabić w wierze i patriotyzmie.”

Wobec problemu dzikiej lustracji oraz wykorzystywania zasobów IPN-u przez osoby do tego nieupoważnione, jak to miało miejsce względem Ks. Mirosława Drozdka, historycy Maciej Korkuć i Jarosław Szarek postanowili przybliżyć zdarzenia z okresu rodzenia się ruchu antykomunistycznego na Podhalu. Swoją publikację zatytułowali: „Zakopiańska Solidarność 1980 – 1989”.

Analizując zasoby Instytutu Pamięci Narodowej oraz zbierając materiał od świadków wydarzeń wykazali, że oskarżenia spreparowane przez redaktora Jureckiego i podane do publicznej wiadomości, nie miały oparcia w prawdzie. Z dokumentu wyłania się obraz kapłana zaangażowanego w działalność duszpasterską wśród działaczy Solidarności oraz zatroskanego o potrzeby materialne każdego parafianina.

Autorzy piszą: „Z kolei jesienią 1980 roku u ojców Pallotynów na Krzep­tówkach w kaplicy Matki Bożej Fatimskiej ks. proboszcz Mirosław Drozdek zgro­madził bardzo aktywne duszpasterstwo środowiska nauczycieli oraz służby zdro­wia - wokół Janiny Gościej i wokół dr Barbary Tarnowskiej, pracowników hoteli - Anny i Krzysztofa Fryjewiczów.

Wśród wspomnień uczestników wydarzeń tamtych lat znalazły się takie informacje: „Ks. Drozdek zdecydowanie wspierał" Solidarność" od samego początku. Za­raz po rejestracji była pierwsza Msza św. u niego. W marcu 1981 roku, gdy po wydarzeniach bydgoskich przygotowywaliśmy strajk generalny, to ks. Drozdek zgłosił się do punktu strajkowego w szkole, gdzie mieliśmy siedzibę jako kapelan " Solidarności ". Od księdza Drozdka zawsze płynęła sze­roka fala pomocy. Miał on kontakty w Austrii i Szwajcarii. Przywoził w następ­nych latach całe tiry pomocy, sprzęty do szpitali itp. Przyjeżdżała żywność, ale też ubrania. Zakopane z tych darów zmieniało się nawet kolorystycznie, jak ludzie ubierali się w te ubrania. Wielką udręką było dla niego zdobycie paszportu, który trzeba było od nowa wyrabiać za każdym razem.

Głównym ośrodkiem po 13 grudnia była kaplica ojców Pallotynów. Po stanie wojennym ks. Mirosław Drozdek pomagał nie tylko duchowo, ale sprowadzał głównie ze Szwajcarii dary żywnościowe, ubrania. Sam je przygo­towywał i rozdawał osobom represjonowanym, ale też potrzebującym - emerytom, rencistom. W 1985 roku przez ks. Drozdka, a później ks. Mąkinię docierała fala książek, które były rozdawane w środowisku nauczycielskim.”

 

Andrzej Szczepański, były szef SB w Zakopanem, ten który zarejestrował Ks. Kustosza jako TW, w rozmowie z redaktorem Gazety Krakowskiej tak relacjonuje przebieg tamtych zdarzeń:

„-  To kto w Zakopanem znał tożsamość wszystkich agentów? (redaktor  przypis red.)

– No, ja znałem. Dlatego mogę powiedzieć, że ksiądz Drozdek nie był TW. (…)

- Nie widzi Pan w tym niczego niewłaściwego, że Pan, były oficer SB, daje świadectwo moralności księdzu?

– Nie daję żadnego świadectwa, tylko pokazuję obiektywną stronę zagadnienia. Co ja mam panu powiedzieć: że było, jak nie było? Obowiązująca wciąż ustawa lustracyjna precyzuje, że TW to ktoś, kto współpracował w sposób tajny i świadomy. Z Drozdkiem nie miałem ani jednego spotkania poza biurem przy Kościuszki 7. O jakiejkolwiek tajności nie mogło być więc mowy. Kwestię świadomości w orzecznictwie sądu lustracyjnego wyczerpuje podpisanie zobowiązania albo składanie informacji na piśmie. Ani jedno, ani drugie w przypadku Drozdka nie miało miejsca. Rejestracja to sprawa drugorzędna, czego najlepszym przykładem jest osoba pani wicepremier Gilowskiej. (…)

- Jednak sam Pan przyznał, że ksiądz Drozdek odbył z Panem wiele rozmów…

– Panie, każdy ksiądz, który w tamtych czasach wyjeżdżał za granicę, odbywał takie rozmowy. Każdy! Rozumie pan, co chcę powiedzieć? Niech mi pan wytłumaczy, dlaczego ci lustratorzy czepili się właśnie Drozdka, który akurat ostro występował przeciw ustrojowi, a nie ruszają tych, co namawiali, żeby z władzą współpracować? (…)

Musi pan wiedzieć, że rozmawiamy o żywych ludziach. Wystarczy to wielkie świństwo, jakie zrobiono Drozdkowi w celu podciągnięcia wyników sprzedaży gazety. (…)”

 

Maryja wybrała czas

 

Data śmierci i pogrzebu Księdza Mirosława Drozdka też są wymowne: zmarł w miesiącu maryjnym maju; w przeddzień święta Królowej Apostołów, Patronki Pallotyńskiej Rodziny; w 90-lecie objawień Matki Bożej w Fatimie, roku 100-lecia obecności pallotynów na ziemiach polskich, w dwa lata po odejściu sługi Bożego Jana Pawła II, w roku dziesiątej rocznicy wizyty papieża na Podhalu. Pogrzeb Ks. Mirosława Drozdka odbył się w święto Matki Kościoła  i w rocznicę odejścia do Pana sługi Bożego Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Ksiądz Mirosław w obliczu zbliżającego się przejścia do Domu Ojca mówił: „Pan Bóg wybrał dla mnie czas najlepszy. Moje odejście zamknie sprawę i będzie to obrona dla wszystkich oskarżonych…”

Mówiąc to, obejmował swoją troskliwą myślą wszystkich, którzy stanęli w obronie jego godności wobec oskarżeń uczynionych przez lokalnego dziennikarza, a powielonych przez ogólnopolskie media. Liczna grupa obrońców księdza została skierowana przez dziennikarza do sądu, a prokuratura zakopiańska, wówczas prowadzona przez prokuratora Krzysztofa Knapika, oskarżenie przyjęła i prowadziła w sposób bezprecedensowy.

Ksiądz Mirosław Drozdek wspominał w prywatnej rozmowie, że zawsze modlił się aby umrzeć „na raka”. Choć bał się bólu i cierpienia, jednak wiedział, że nowotwór zabija powoli. Nie chciał odchodzić pozostawiając niezałatwione sprawy. Dlatego prosił o śmiertelną chorobę, która daje czas.

Dostał od Swojej Orędowniczki to czego pragnął. Wiedząc o chorobie, nie miał wątpliwości, że to koniec ziemskiego pielgrzymowania. Decyzja o operacji wynikała z woli poddania się wszystkiemu, czemu podlega każdy chorujący. Chciał, podobnie jak Ojciec Święty Jan Paweł II, zbliżyć się cierpieniem do chorych całego świata i do umęczonego Zbawiciela. Oddał swoje zdrowie w ręce Pana i lekarzy. Nie życzył sobie żadnego szczególnego traktowania, nie skorzystał z możliwości leczenia za granicą.

Wiedząc o chorobie przygotował się do drogi rzetelnie. Skarby i relikwie Jana Pawła II znalazły najlepsze dla siebie miejsca, zapisane testamentem godnym odbiorcom. Drobiazgi ziemskie, a było ich niewiele, trafiły do rąk najbliższych i przyjaciół… Ksiądz Kustosz nie pozostawił sobie niczego, bo wiedział że Tam otrzyma wszystko.

Do trumny został złożony w płaszczu paulińskim, na co specjalną zgodę wydał Generał Zakonu Paulinów. Ks. Mirosław Drozdek w drodze powrotnej ze szpitala w Warszawie, gdzie potwierdzono chorobę nowotworową, odwiedził Jasną Górę i osobiście prosił ojca Kamila o tę wyjątkową przysługę. O. Kamil Szustak oddał swój osobisty płaszcz. Ksiądz Mirosław nie chciał innego, tylko właśnie ten, którego używał ojciec Kamil.

Taki był i takie było jego życie. Pełne symboliki i naznaczone charyzmatem służby Maryi.

Takie też było jego odejście, symboliczne i naznaczone troską i poświęceniem za innych. Nie dbał o siebie przez całe życie. Czas odmierzał mu zegarek z herbem Jana Pawła II, to był czas płynący dla papieża, to było życie poświęcone dla Maryi. Taka też była śmierć, poświęcenie się za innych.

Ks. Kustosz wielokrotnie przypominał, że wie doskonale co robił przez całe życie i ma czyste sumienie. Nigdy nie naraził nikogo spośród tych, którzy zostali mu powierzeni. Nigdy nie uczynił niczego świadomie na szkodę drugiego. Nie miał trudności z odejściem. Wiedział, że Pan wybiera dla niego właściwy czas i podporządkowywał się temu świadomie. Najbardziej cierpiał z powodu niesprawiedliwości. Najwięcej bolało go, że fałszywie oskarżali go Ci dla których wiele uczynił i którzy znali jego drogę. Najtrudniejszym do zniesienia było, to że aby zniszczyć kapłana, posunięto się do ataku na osoby, które stanęły w obronie prawdy i godności człowieka.

Wiedział, że oskarżenia rzucone fałszywie przeciwko jego osobie, nie obronią się wobec prawdy. Troską napełniał go fakt, że manipulacja nie była niczym innym jak drogą do zniszczenia człowieka. Działaniem w jasno określonym celu wobec zbliżających się wyborów samorządowych i skierowana przeciwko tym, którzy reprezentowali w nich środowiska katolickie i patriotyczne.

Wbrew oczekiwaniom oskarżycieli, Ksiądz Mirosław Drozdek, podobnie jak Ksiądz Jerzy Popiełuszko, który został zamordowany za głoszenie prawdy, pozostaje wciąż żywy w nas i nie odejdzie już nigdy spod Giewontu i zawsze będzie wołał do Polaków od Tatr po brzeg Bałtyku „Sursum Corda”.

 

Ostatni wieczór

 

W poprzedzający operację wieczór, po mszy św. w szpitalnej kaplicy w Katowicach, ksiądz Kustosz zdając sobie sprawę, że operacja, poza dodatkowym cierpieniem fizycznym, nie niesie zbyt wielkich szans na wyzdrowienie, pożegnał się z bliskimi, poprosił o wypełnienie testamentu i oddał się w ręce Maryi. Był gotów na śmierć.

Wiem, że jeszcze tej samej nocy towarzyszyli mu w modlitwie dwaj kapłani: ojciec Kamil Szustak i ojciec Tadeusz Rydzyk.

Pozostały czas do momentu odejścia w dniu 25 maja 2007r., ksiądz Mirosław Drozdek spędził w swoim skromnym pokoju na Krzeptówkach, objęty troskliwą opieką zaufanych współpracowników. Odszedł nad ranem w obecności Ks. Krzysztofa Czapli i pana Jurka (Jerzy Kadłub).

Życie i odejście Ks. Mirosława Drozdka powinno pobudzać nas do realizacji naszego powołania. Nie można tracić czasu, gdy jest tyle do zrobienia. Podążając za myślą św. Wincentego Palloniego pamiętaj: „Wykonuj wszystko jak najstaranniej. Z tego, co widzisz, co słyszysz lub czytasz - ucz się wydobywać wszystko, co może być korzystne dla twego uświęcenia. Co możesz zrobić dziś, nie odwlekaj do jutra; rób wiele, a mało mów. Dla innych bądź jak czuła matka, dla siebie jak surowy sędzia”.

 

Odszedł, ale jest z nami

 

Ksiądz Mirosław Drozdek odszedł do domu Ojca. Ciało jego złożono w krypcie przy Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Każdego 25 dnia miesiąca, już od trzech lat, z inicjatywy ludzi dobrej woli, sprawowane są msze święte w intencji niezwykłego kapłana, podhalańskiego szaleńca Maryi, brylancika z Jej korony. W każdym miesiącu, przy kamieniu znaczącym miejsce spoczynku księdza, spotkać można rozmodlonych parafian i pielgrzymów. Jest wielu, którzy nie mają wątpliwości co do świętości niezłomnego kapłana z Podhala. Jest wielu, którzy nie wahają się upraszać łask za jego pośrednictwem. Wierzymy, że Ta która wskazała mu kierunek i każdego dnia prowadziła go ścieżką światłości, dziś za jego wstawiennictwem będzie nam Uzdrowieniem.

Ksiądz Mirosław Drozdek pozostaje obecny wśród nas. Wierzymy, że pomaga nam w realizowaniu zadania, które pozostawił. Tym zadaniem jest Polska, ale nie byle jaka, nieokreślona, rozmyta, lecz ta jedyna Najszlachetniejsza i Najjaśniejsza Rzeczpospolita, Polska Honoru i bohaterstwa, Polska Jana Pawła II i księdza Jerzego, nasza Ojczyzna, której królowa Bogarodzica.

 

25 maja 2010 roku o godz. 19.00 w Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej odbędą się obchody trzeciej rocznicy śmierci Ks. Mirosława Drozdka.