“...nie ma ważniejszego tematu. Fatima w naszych czasach zajaśnieje wobec świata (...) Ufam, że Matka Boża znajdzie swoich, aby Jej pomogli.
Ktoś musi czuwać przy ogniu!”

Ks. Mirosław Drozdek 13 maja 2007r.

Początek drogi do Fatimy

Początek drogi do Fatimy

Wychowany w trudnych, domowych warunkach w Zakrzewie gdzie przyszedł na świat 14 sierpnia 1942 r. jako dziecko Antoniego i Natalii z d. Trudzińskiej. Pierwszych nauczycielem i wychowawcą dla pięciu synów, wśród których znajdował się Ks. Mirosław, był ojciec. „Od najmłodszych lat każdemu po kolei  wpajał wartości chrześcijańskie i patriotyczne, miłość do Boga, rodziny, otoczenia i Ojczyzny. Wywodził się z pokolenia, które przeżyło pierwszą i drugą wojnę światową. To on był wzorem do naśladowania, kiedy wieczorem, utrudzony po ciężkiej a niejednokrotnie wyczerpującej pracy, klękał wraz z rodziną przed obrazem by w wieczornej modlitwie podziękować Bogu za siły, miniony dzień, a nade wszystko otrzymane łaski.”. Tak wspomina ten czas i wychowanie brat Ks. Kustosza, Wiesław.

Po śmierci ojca w 1953 roku, synowie wychowywali się pod opieką matki. Z pomocą rodziny i najbliższych, a szczególnie wobec wielkiej ufności w Opatrzność Bożą, okres dorastania prowadził chłopców do dojrzałości. Gdy Mirosław doszedł wieku szkolnego, a szczególnie intensywnie w okresie wyboru szkoły średniej, rozpoczął się dla niego okres intensywnych poszukiwań. Brat tak opisuje ten czas:„Rozpoczął edukację w Liceum Pedagogicznym w Radomsku. Okazało się jednak później, że to nie było miejsce dla niego. Już w tym okresie przejawiał zainteresowania kościołem, kapliczkami, pielgrzymkami. Chętnie uczestniczył w różnych uroczystościach kościelnych i okolicznościowych, takich jak nabożeństwa majowe (brał udział w śpiewie pieśni do Matki Bożej przy wiejskiej kapliczce), czy uroczystościach Bożego ciała, kiedy to przed domem ubierał  ołtarz. Każde ze świąt musiało być podkreślone odpowiednim na okoliczność wystrojem i dekoracją. Brał czynny udział w dekoracji kościoła parafialnego w Podrębie, znajdującego się w odległości 4 km od domu. Zanosił tam zerwane w nocy z przydomowych, sąsiednich ogródków kwiaty. Jakież było zdziwienie kobiet, którym w nocy ktoś pozrywał kwiaty, gdy zobaczyły je przed głównym ołtarzem kościoła….

Próbował nawet obok domu wybudować kapliczkę. Brak funduszy spowodował, że zostały tylko wykonane fundamenty w których stoi kapliczka do dziś dnia, jednak nie ta z jego planów i marzeń.”

W  dniu 5 października 2006r. spotkałem się z Księdzem Mirosławem Drozdkiem w Sanktuarium na Krzeptówkach. Rozmowa jak zwykle była niezwykle krótka i bogata w przekazywane treści. Powinienem właściwie mówić o nauce, którą otrzymałem, bowiem moja rola polegała na słuchaniu. Był to czas, gdy podczas naszych spotkań Ks. Kustosz wiele opowiadał o swoim życiu rodzinnym i dojrzewaniu do kapłaństwa. Czy już wówczas przeczuwał, że jego ziemskie pielgrzymowanie ma się ku końcowi?

Z tamtej rozmowy sporządziłem krótką notatkę. „Ks. Mirosław mając czternaście lat był świadkiem nawiedzenia okolicznych miejscowości przez obraz Matki Bożej z Jasnej Góry. Z tamtego czasu zapamiętał przemożne wrażenie jakie wywarło na nim to wydarzenie i nieprzepartą chęć posiadania choćby najmniejszej cząstki obrazu.

Później, uczestnicząc w rekolekcjach na Jasnej Górze, modląc się samotnie przed obrazem Królowej Polski, Ks. Mirosław dostrzegł odblask („promień światła”) bijący spod obrazu. Podszedł bliżej i znalazł brylant, który wykruszył się z korony Panienki. Chciał oddać klejnot przełożonemu, lecz ten powiedział, że skoro dar otrzymał Mirek, to należy do niego.” Gdy już po odejściu Ks. Mirosława słuchałem słów przeora Jasnej Góry, cytującego poniższe wydarzenie, nie miałem wątpliwości co do prawdziwości określenia: „on rzeczywiście był brylancikiem Matki Bożej”.

template-joomspirit