Oni ci tego nie darują
- Szczegóły
- Odsłony: 5313
Oni ci tego nie darują
„I jeszcze na dwa wymiary pracy ks. Mirosława trzeba zwrócić uwagę. Najpierw na miłość do Ojczyzny. Kiedy nastał stan wojenny ks. Mirosław skupiał Solidarność Skalnego Podhala. Był dla nich duszpasterzem i przewodnikiem płacąc niejedną cenę cierpienia. Nawoływał do modlitwy za Ojczyznę. Ukazywał jej zagrożenia. W ostatnich chwilach swego życia, już podświadomie - jak mówił ks. Krzysztof czuwający przy nim do ostatniego tchnienia - prosił: „módlcie się za Ojczyznę, brońcie Polski”. I kolejny wymiar jego posługi duszpasterskiej to troska o polskie rodziny. Często przywoływał słowa Prymasa Tysiąclecia: „Rodzina Bogiem silna”. Z Janem Pawłem II budował cywilizację życia.” Słowa Ks. Czesława Parzyszka z pożegnalnej homilii zbliżają nas do osoby Ks. Mirosława i ukazują istotę jego pracy duszpasterskiej w trudnych czasach naznaczonych zniewoleniem politycznym i duchowym narodu, ale również w czasach wielkiego zrywu solidarności narodowej. Ks. Drozdek nie był biernym uczestnikiem wydarzeń. Od początku swojej drogi i od początku rodzenia się ruchów niepodległościowych, w każdym miejscu w którym przyszło mu pełnić posługę kapłańską, żył z ludźmi i dla ludzi, a w sercu niósł hasło: Bóg, Honor i Ojczyzna, a nad jego życiem powiewał sztandar: „Maria omnia vincit”, i dla wszystkich miał słowo krzepiące: „Sursum corda”.
W jednej z rozmów Ks. Mirosław Drozdek wspomina, że był ostrzegany przez znajomych. Mówiono mu „oni ci tego nie darują”, w kontekście zaangażowania Ks. Kustosza w przygotowanie wizyty Jana Pawła II na Podhalu. Widziałem w oczach księdza, że doskonale zdaje sobie sprawę, z konsekwencji które na co dzień ponosi. Opowiadając, nie spodziewał się jeszcze, że decydujący cios miał dopiero nastąpić.
„Pamiętam doskonale dzień w którym ogłoszono oficjalnie jego współpracę ze służbami SB. Był wtedy z pielgrzymką w Fatimie, skąd dzwonił i prosił mnie o przyjazd do Zakopanego. Kiedy go ujrzeliśmy, (bo byłem wraz z moją żoną), to po prostu ogarnęło nas przerażenie. Jego wygląd sprawiał wrażenie człowieka całkowicie załamanego, a jeszcze kilka dni temu tętniącego życiem i pełnią energii. Próbowaliśmy go jakoś pocieszyć, że wkrótce wszystko się wyjaśni i zostanie oczyszczony z zarzutu. Jednak ciągle powtarzał: dlaczego?, dlaczego?, dlaczego? Finałem tego wszystkiego było nagłe uaktywnienie się choroby nowotworowej i to go właściwie „dobiło”.” Tak wspomina brat Wiesław moment medialnego linczu dokonanego na Ks. Kustoszu przez właściciela i redaktora Tygodnika Podhalańskiego.